Gdzieś niezupełnie głęboko drzemie we mnie Hemingway. Zaraz obok Prousta i Picasso. Kołderką nakrywa ich Witkacy, kołysanki nuci Sarah Kane. Śnią mi się czasem. Piękni, naturalni i żywi. Narkomani, samobójcy, geniusze.
Śnią mi się też nieistniejący muzycy nieistniejących zespołów. Te sny lubię wyjątkowo.
Grudzień. Święta idą. Czas wrzucić jakieś grafiki. Nie dziś, nie teraz, może niebawem.