Przychodzi taki moment, że
człowiekowi chce się wszystkiego naraz, a z drugiej strony nie chce się nic, w wyniku
czego siedzi się, jak kretyn, przez cały dzień na dupie i obmyśla dziesięciotysięczny
plan na siebie, gospodarkę, społeczeństwo i politykę międzygalaktyczną. Taki
moment to sesja.
Tylko w sesji biorę się za pisanie
sztuk, co jednocześnie skazuje je na niedokończenie. Boże, myślę, jak bardzo
bym chciała zacząć coś i po prostu skończyć. Niewymuszenie, spontanicznie, by przez chwilę być zadowoloną –
jak kiedyś, gdy człowiek był twórczy w sposób czysty i nieświadomy, a zanim stał
się najgorszą mendą dla samego siebie (krytykiem), poznał, jak nie powinno się
tworzyć (spotkał krytyków) i dowiedział o setkach metod na to, jak tworzyć
należy (poszedł na studia). Nie ma nic gorszego, niż analiza własnych wypocin.
To jak obudzenie się rano obok śmierdzącej tanim piwem i fajkami wywłoki, która
całą noc wydawała się księciem, z tym, że tanim piwem i fajkami śmierdzą
kartki/ płótno, gdy całą noc miało się wrażenie obcowania z cholernym
geniuszem. Inkub - wyobrażenie własnej kreatywności ulatuje wraz z nocą,
pozostawiając wstyd i powolne uświadamianie sobie przykrej prawdy – dałam się
wydymać chaotycznej inwencji. Wielu inwencjom. Tfu! Wstaję i czytam, oglądam
szkice. Patrzę w lustro – wtedy najbardziej gardzę sobą i tym co robię. Powinnam
to robić lepiej, a przynajmniej skuteczniej.
Pomysły
to fantomy, które przeżywają tylko nieuwolnione z odmętów umysłu. Realizacja
zawsze psuje. Człowiek nie jest doskonały, by ucieleśniać własne wizje. Czekaj,
czekaj, ja jeszcze próbuję! Tylko nie umiem kończyć, kiedy zacznę, ani
zaczynać, gdy widzę koniec. Chciałabym umieć kończyć. Konsekwentnie. Jeszcze
wierzyć do końca tak w siebie, jak potrafię w urojenia; szanować swoją pracę
tak, jak staram się szanować pracę innych.
Jeszcze nowe buty, jak lecimy koncertem
życzeń.
Tylko
w sesji człowiek ma tak retoryczne przemyślenia, które tak swobodnie
uzewnętrznia. Tysiąc lat historii malarstwa, rzeźby i architektury nauczy się
samo. Potem tylko z górki. Ole!