sobota, 9 czerwca 2012

13

Metoda: zamiast czekać na abstrakcyjne "po sesji", kiedy to wydarzą się wszystkie imprezy, karaoke, zakupy, rajdy rowerowe i pływanie na waleta w morzu, kiedy przestaniemy objadać się pizzą, zaczniemy cieszyć życiem i zrealizujemy wszystkie szalone pomysły, postanowiłyśmy z Alisasi cieszyć się z małych kroczków do przodu, na przykład jej zaliczenia Najstraszniejszego Egzaminu i mojego wstania z łóżka przed dziesiątą celem poprowadzenia wykładu opartego na zwariowanej analizie sztuki Stopparda w oparciu o motyw incepcji (i wiele innych). 
Pyszny obiad w cenie STUDENCKA PROMOCJA, yerba mate w tradycyjnym naczyniu, owocowy Smirnoff i dużo życiowych refleksji na temat Disneya, butów i Hanka Moody'ego. 

Pragnę pozdrowić siebie z początków semestru letniego, która postanowiła, że nie pozwoli sobie być podczas sesji w czarnej dupie i nie zostawi najgorszego na ostatnią chwilę. Gdzie teraz jesteś, suko?! 




Tak dawno ich nie słuchałam. Znowu nie mogę przestać. 

piątek, 1 czerwca 2012

12


Przychodzi taki moment, że człowiekowi chce się wszystkiego naraz, a z drugiej strony nie chce się nic, w wyniku czego siedzi się, jak kretyn, przez cały dzień na dupie i obmyśla dziesięciotysięczny plan na siebie, gospodarkę, społeczeństwo i politykę międzygalaktyczną. Taki moment to sesja.
                Tylko w sesji biorę się za pisanie sztuk, co jednocześnie skazuje je na niedokończenie. Boże, myślę, jak bardzo bym chciała zacząć coś i po prostu skończyć. Niewymuszenie,  spontanicznie, by przez chwilę być zadowoloną – jak kiedyś, gdy człowiek był twórczy w sposób czysty i nieświadomy, a zanim stał się najgorszą mendą dla samego siebie (krytykiem), poznał, jak nie powinno się tworzyć (spotkał krytyków) i dowiedział o setkach metod na to, jak tworzyć należy (poszedł na studia). Nie ma nic gorszego, niż analiza własnych wypocin. To jak obudzenie się rano obok śmierdzącej tanim piwem i fajkami wywłoki, która całą noc wydawała się księciem, z tym, że tanim piwem i fajkami śmierdzą kartki/ płótno, gdy całą noc miało się wrażenie obcowania z cholernym geniuszem. Inkub - wyobrażenie własnej kreatywności ulatuje wraz z nocą, pozostawiając wstyd i powolne uświadamianie sobie przykrej prawdy – dałam się wydymać chaotycznej inwencji. Wielu inwencjom. Tfu! Wstaję i czytam, oglądam szkice. Patrzę w lustro – wtedy najbardziej gardzę sobą i tym co robię. Powinnam to robić lepiej, a przynajmniej skuteczniej.
                Pomysły to fantomy, które przeżywają tylko nieuwolnione z odmętów umysłu. Realizacja zawsze psuje. Człowiek nie jest doskonały, by ucieleśniać własne wizje. Czekaj, czekaj, ja jeszcze próbuję! Tylko nie umiem kończyć, kiedy zacznę, ani zaczynać, gdy widzę koniec. Chciałabym umieć kończyć. Konsekwentnie. Jeszcze wierzyć do końca tak w siebie, jak potrafię w urojenia; szanować swoją pracę tak, jak staram się szanować pracę innych.
Jeszcze nowe buty, jak lecimy koncertem życzeń.
                Tylko w sesji człowiek ma tak retoryczne przemyślenia, które tak swobodnie uzewnętrznia. Tysiąc lat historii malarstwa, rzeźby i architektury nauczy się samo. Potem tylko z górki. Ole!