niedziela, 25 marca 2012

11


Podobno najtrudniej jest zacząć. Nieprawda, najtrudniej jest wstać. Opuścić ciepłe, wygodne łóżko i zmierzyć się z zimną i niewygodną rzeczywistością.
Przypuszczam, że nawet z niewygodnego łóżka niechętnie się wstaje. Wstać oznacza zgłoszenie gotowości do działania, nawet, jeśli wcale nie jest się gotowym. Wtedy zaczynają się zadania, oczekiwania i świadomość powinności, bo przecież powinno się mieć napisane cztery prace, dwa artykuły, kilka recenzji, a poza tym już dawno powinno się posprzątać, zrobić zakupy, na które powinno się mieć pieniądze. Świat oczekuje, że się będzie doskonałym, nigdy nie wierzcie psychologom i etykom, którzy twierdzą inaczej. Każdy, kto twierdzi, że nic i nikt nie oczekuje od jednostki bycia doskonałym tylko w „jednostce” ma śladową słuszność. Zadanie jest odgórne i dotyczy mas. Nich masy będą doskonałe, masy doskonałych jednostek, najlepiej identycznych. Dlatego tak trudno jest wstać. Gdy sobie człowiek uświadomi, jak bardzo powinien, choć niekoniecznie chce (mu się), natychmiast nabiera ochoty na chorobę, albo jakikolwiek inny powód do pozostania w łóżku. W rzeczywistości, w której nie wolno chorować, bo nie wolno być słabym, chwilowe wykluczenie z zobowiązanych do wstania jest niesamowicie przyjemne. Choć kaszlesz, kichasz i zostajesz w tyle, to zyskujesz złudzenie świętego spokoju od wszystkiego i wszystkich.
Jest też niedziela. Niedziela, kiedy najlepiej jest leżeć długo po przebudzeniu i wstać jedynie celem przyjemności. Ja na przykład wybieram się do opery. Hybryda doskonała pracoholizmu, hedonizmu i systemu nagród i kar. Muszę posprzątać, a jak posprzątam, w nagrodę mam wychodne, ale ponieważ lecę sama ze sobą w jajo z kilkoma innymi ważnymi sprawami, nie będzie to nic lekkiego. Lubię widowiska, więc zachowuję pierwiastek przyjemności. Każde obejrzane (zaliczone?) widowisko daje profity na uczelni (bo na teatrologii nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda, że coś się widziało).
Szkoda, że trzeba wstać, a skoro jeszcze przed wstaniem ma się plan działania, to na pewno już się jest dorosłym. Bardzo tego nie lubię, najbardziej tego, że w ogóle jest plan. Ileż planów trzeba zrealizować, by móc wygospodarować kilka dni na nieplanowanie? Wstać bez poczucia powinności, wyjść na plażę bez poczucia samotności* i umoczyć nogi w lodowatym Bałtyku bez poczucia rychłego przeziębienia i śpiewać, śpiewać, śpiewać…  



* Okropne uczucia wmawiające, że w takie miejsca, jak plaża, chodzi się dwójkami lub grupami. Fuj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz