wtorek, 11 września 2012

18

Trwa złota passa - czwarty dzień niewychodzenia z domu, generalnie nieopuszczania łóżka. Nadzieja na wypoczęcie, desperacka próba złapania jak największego możliwego lenia, póki jeszcze się nie zaczął rok akademicki. Jest to też idealny czas na porządki w obu komputerach. Cztery dyski zabawy w perfekcyjną panią domu. Pozornie piękna pogoda za oknem, a dla mnie piekło alergenów, więc niespecjalnie tęsknię za światem zewnętrznym. W dobie, w której w mojej mieścinie tak upadła już niemal wszelka gastronomia nieśmieciowa, jak zasobność moich funduszy na przeżarcie, nieodłączne złotej passie podjadanie ograniczam do organicznej, zdrowej, a przede wszystkim domowej i niezastąpionej zawartości lodówki. Nie można zamówić porządnej pizzy, prawdziwej chińszczyzny ani nienafaszerowanej podejrzanym sosem sałatki (tu akurat jest skąd, ale wracamy do punktu o funduszach). Czyżbym właśnie odkryła pozytywną stronę nie-ma-dokąd-pójścia?


Another day full of I don't care.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz