piątek, 14 września 2012

19

Sposób na bezsenność - depilacja.

Poszperałam w łazience i znalazłam resztki odstawionego dawno kremu cukrowego Vanity od Bielendy. Warto zaznaczyć, że moje niechciane włoski są bardzo oporne, stąd od lat wzrastała moja niechęć do kremów depilujących, tym bardziej, że żaden nie okazał się jak dotąd zadowalający. Jednak ostatnia wizyta u dermatologa pozbawiła mnie nadziei - muszę pożegnać się z woskiem, a depilator najlepiej wyrzucić lub oddać. Maszynki powinnam zaś unikać. Cóż. Innymi słowy: aby ograniczyć powstawanie podrażnień, trzeba zamienić się w Chewbaccę.

Na szczęście insomnia jest matką kreatywności, dwudziestej jesieni mego życia olśniło mnie, by nie korzystać z kremu tak, jak radzi producent, a tak, jak podpowiada doświadczenie z tego typu specyfikami. Ale po kolei.

Przede wszystkim darowałam sobie czas trzymania na skórze, jaki zaleca producent. Krem siedział na nogach i bikini dokładnie pół godziny. Przez ten czas siedziałam wesoło na ręczniku (co by nie ubrudzić pościeli), poczytałam wiadomości i obejrzałam odcinek Simpsonów. Po tym czasie nalałam do miski troszkę ciepłej, ale nie gorącej, wody i wzięłam gąbkę (dysponuję taką w formie rękawicy, ale wątpię, by to miało większe znaczenie - grunt, by gąbka była z tych drapiąco-masujących). Zwilżyłam i porządnie wycisnęłam gąbkę, naciągnęłam na rękę i zaczęłam "ściągać" krem ze skóry. Oczywiście: specyfik natychmiast obkleił materiał i musiałam się sporo namachać. Po ściągnięciu nadmiaru kremu wskoczyłam pod prysznic, by usnąć go całkowicie ze skóry. Zajęło mi to około ośmiu minut, zanim kosmetyk zniknął całkowicie z nóg i strefy bikini. Efekt średni, biorąc po uwagę czas trzymania na skórze, a procent usuniętych włosków. Oceniłabym, że z nóg znikło 60% ( włoski były krótkie, ale producent obiecał, że i z takimi Vanity sobie radzi), a piętro wyżej 80%. Przyznaję jednak ogromny plus za to, iż mimo półgodzinnego trzymania kremu na skórze, nie stwierdziłam żadnego swędzenia ani pieczenia. Tak samo przy spłukiwaniu, zdrapywaniu, ani "wykańczaniu" szpatułką i maszynką. Skóra była przyjemnie napięta, ale nie wysuszona.

A teraz mały trik dla wrażliwców. Raczej nie w drogeriach, a w supermarketach można znaleźć krem firmy Hegron. Na ogół ma beżową nakrętkę, ale ostatnio widuję go w zaokrąglonym słoiczku z białym wieczkiem. Jest to antyseptyczny krem z wyciągiem z krowich wymion. Brzmi strasznie? Jest to zbawienny specyfik na wszelkie podrażnienia. W lato i w zimę używam go zamiast balsamu do ciała i kremu do rąk. Leczy lekkie oparzenia, blizny, ślady po ugryzieniach, łagodzi podrażnienia po depilacji i reakcje alergiczne na skórze. Pachnie lekko, dziwnie, wcale nie nieprzyjemnie. Nakładam go od razu po osuszeniu skóry ręcznikiem. Grubą warstwę wklepuję lekko i zostawiam do wchłonięcia.  


Krem Vanity kosztuje około 11 zł. 
Krem Hegron około 12 zł.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz